Tatra Mountaineering Pages

Alpy 2003

Alpy 2002

Dolomity 2002

Arco 2001

Beczki 3800 m.n.p.m

 Piątek 5.09.2003

Pierwsze podejście

Wreszcie wyruszamy. Jest już późno. Minęło południe. Sprawy pozostające do załatwienia przed wyjściem, a których nie dało załatwić się dzień wcześniej opóźniają odjazd do Azau. Pozostaje nam sporo czasu na ostatnią wizytę w łazience, czy kuchni – pomieszczeń, od których odwykniemy przez następne parę dni -, czy na spakowanie się. Jeszcze raz można wszystko sprawdzić, przepakować plecak, może nawet i wyładować zbędne rzeczy, które później, na podejściu, człowiek tylko by w duchu przeklinał. A podejście jest solidne. Różnica wysokości wynosi około 1600 m. Plecaki są ciężkie: sprzęt, ubrania, część osobistego wyżywienia i gazu, na wypadek, gdyby w schronisku go nie było.

Większość wyżywienia i trochę sprzętu spakowaliśmy do wielkiego wora transportowego, którego dwoje z nas będzie musiało wywieźć kolejką i wyciągiem krzesełkowym (jeżeli będzie czynny) do „Beczek”, dolnego schroniska na 3800 m. Każdy z nas miał nadzieję, że będzie mógł dołożyć do niego jakiś drobiazg z własnego ekwipunku, ale po zapakowaniu żywności, namiotów (na wypadek, gdyby w schroniskach nie było miejsc) okazało się, że wór waży około 50 kg i ledwo można go unieść.

Dwie osoby muszą przetransportować wór i własne plecaki do kolejki, następnie do wyciągu krzesełkowego, a potem do schroniska. Z jednej strony wyjazd kolejką przy podejściu tej długości, jak to do „Beczek”, to przywilej. Jasne, nie trzeba z 25-cio kilowym plecakiem pchać pod górę. Z drugiej strony taki wyjazd kolejką na wysokość 3800 m, to niezły cios dla aklimatyzacji. Powolne podchodzenie jest z całą pewnością męczące, ale sprzyja przystosowaniu się organizmu do częściowego braku tlenu, panującego już na wysokościach powyżej 3200 m. Szybki wyjazd w strefę lekko rozcieńczonego powietrza może prowadzić do bólu głowy i długotrwałego osłabienia organizmu. Jedynym lekarstwem przeciw tym wstępnym objawom choroby wysokościowej, jest właściwie tylko poprzedzający dłuższy okres przebywania na dużych wysokościach prowadzący do aklimatyzacji. Jedyną osobą w naszym gronie posiadającą aklimatyzacje jest Robert. Dopiero, co wrócił z gór Tien Szan, gdzie wszedł na największą górę tego regionu, siedmiotysięcznik Chan Tengri. Wyjazd na 3800 nie sprawia dla niego żadnego problemu, ale sam nie będzie wstanie wynieść z sobą tak ciężkiego bagażu. Drugą osobą, która mogła liczyć na odporność wysokościową jestem ja. Tyle tylko, że tak na prawdę, to moja aklimatyzacja już dawno przepadła. Przygotowywałem się na wyjazd w Kaukaz wychodząc na Mont Blanc i spędzając parę dni w strefie powyżej 4000 m. Ale było to w lipcu. W międzyczasie wyjazd w Kaukaz przesunął się o miesiąc i między wyjściem na Blanca, a wędrówką pod Elbrusa upłynęły dwa miesiące. To za długo na utrzymanie aklimatyzacji. Mimo wszystko zdecydowałem się na wyjazd kolejką. Chyba bardziej z lenistwa i strachu przed tym długim podejściem, niż z rozsądku. Całe ryzyko polegało na tym, że przy zbytnim osłabieniu, nie zdążę się zaaklimatyzować przed atakiem szczytowym. Z drugiej jednak strony nie jestem do końca przekonany o właściwości podchodzenia na takim dystansie przy jednoczesnym transporcie całego ekwipunku. Medycyna sportowa wypowiada się jednoznacznie na temat nadwerężania ścięgien przy transporcie ciężkich plecaków. Ale jak to często bywa, zazwyczaj o ciężarze plecaka i możliwości używania kolejek rozstrzygają czas i kasa. I jednego i drugiego trzeba mieć sporo, by móc sobie pozwolić zarówno na łagodną aklimatyzacje, jak i wynieść na odpowiednią wysokość cały potrzebny sprzęt.

Chłopcy poszli. Z Robertem przyglądamy się, jak powolnym krokiem pną się w górę. Podejście nie jest bardzo ostre, raczej umiarkowanie strome, ale za to równomierne. Droga jest ciągle szeroka, na dole rozkopana przez koparki i spychacze. Przebudowywują i przygotowywują nartostradę na następny sezon. Tu, na dole słońce jest jeszcze silne. Pojawiają się wprawdzie chmury, ale jeszcze nie weszły w dolinę. Jak na podłoże wulkaniczne przystało, wszystko jest pokryte drobnym, brunatnym pyłem. W tej chwili zupełnie nie żałuję, że zaraz kolejka poniesie mnie nad tą suchą, polodowcową scenerią.

Wagonik kolejki jest podobny do tych, które wywożą tłumy ludzi na Kasprowy, jak dwie krople wody. Różnica w tym, że tu po telefonie alarmowym zwisa tylko kabelek i oprócz nas jedzie jeszcze tylko parę osób. Wyglądamy trochę śmiesznie z naszymi gigantycznymi worami i buciorami w otoczeniu trzech młodych panienek i grupki turystów z Mołdawii. Jeden z nich wygląda bardzo schludnie: czarne spodnie wyprasowane na kancik, biała koszulka z krótkim rękawkiem i mała torebeczka z aparacikiem fotograficznym. Ja tymczasem odruchowo sprawdzam, czy mój Gore-Tex leży gdzieś w zasięgu ręki. Nad nami niebo zaciąga się chmurami.

Po pół godzinie jazdy z jedną przesiadką wysiadamy w górnej stacji kolejki linowej o charakterystycznej nazwie „Mir”. Stąd jeszcze 300 m wysokości do schroniska. Na szczęście włączyli wyciąg krzesełkowy, z którego także korzystają turyści z Mołdawii, mimo że temperatura sięga niewiele powyżej zera. Na górze, pod schroniskiem jest już zimowo. Jeszcze tylko parę metrów i jesteśmy na miejscu. Ogólnie czuję się dobrze. Bez bólu głowy, bez mdłości. Jedynie przyspieszony puls i oddech sygnalizują inną pracę organizmu. I Robert i ja nie chcemy teraz marnować czasu. Robert idzie od razu dalej, do „Prijuta”, schroniska na 4100, które ma się stać naszą bazą wypadową. Musi rozeznać czy są w nim wolne miejsca. Ja martwię się trochę o moją aklimatyzację i postanawiam zejść w dół. Poza tym z kolejki mogłem dokładnie przyjrzeć się trasie podejścia, i wolę wyjść reszcie grupy na spotkanie, na wypadek gdyby zgubili drogę. Droga jest łatwa i ma właściwie tylko jedno miejsce, gdzie można z niej zboczyć. Jest to ponad pierwszą stacją kolejki, gdzie trzeba przekroczyć potok. Chłopcy mają dobre tempo. Kiedy schodzę do górnej stacji kolejki, widzę jak właśnie zbliżają się do potoku. Przez chwilę obserwuję ich, jak przekraczają jego pojedyncze odnogi, zbierają się po drugiej stronie, odpoczywają i ruszają dalej w drogę. Tak jak przypuszczałem moja interwencja jest zupełnie zbędna. Nie fatyguję się więc w dół, i ruszam z powrotem do schroniska. Idąc pod górę przyspieszam tempo i po paru krokach dyszę z całych płuc. Cholera! Jednak brak mi klimy...

W „Beczkach” nie jest źle. Nasłuchałem się opowieści, jaki to tam ma byś syf, brud i zimno. Tymczasem te metalowe kontenery o kształcie beczek są na prawdę dobrym schronem, przed panującym na tej wysokości żywiołem. Są szczelne i obszerne. Przy wejściu zamontowany jest grzejnik elektryczny. Potrzebuje długo, aż się zagrzeje, ale potem robi się przytulnie, no może trochę za duszno. Jedynym niebezpieczeństwem jest instalacja elektryczna. Wszystkie przewody przebiegają na zewnątrz i są często pozbyte izolacji. Kontakt z kablem zasilającym paruset watowy grzejnik bez bezpiecznika może skończyć się śmiertelnie. No, ale grzejnik na tej wysokości to jednak luksus. Docenia się to tym bardziej, im brzydsza robi się pogoda na zewnątrz. Już dzień wcześniej spadł śnieg, nadeszły burze, wyżej spadł obfity grad. Teraz znowu zrobiło się zimno. Przenikliwy chłód w połączeniu z wiatrem uderza w człowieka jak bryła lodu. Tym bardziej, że przez ostatnie dni, tygodnie, nawet miesiące, organizm przywykł do upałów.

Po pięciu godzinach marszu do schronu wpada Grzesiek. Za parę minut później Marek i Maciek, potem reszta. Chwila odpoczynku i zaczyna się to, co będzie nam towarzyszyło przez następne dni: gotowanie herbaty. Picie jest już na tych wysokościach podstawą egzystencji. Nie tylko, dla tego, że sprzyja aklimatyzacji i zaopatruje organizm w niezbędną przy wysiłku fizycznym i nieodzowną przy aklimatyzacji wysokościowej wodę. Herbata stanie się teraz podstawowym źródłem ciepła. Już jutro zobaczymy, ile warta jest gorąca herbata. Tymczasem czeka nas pierwsza noc w górach. Huraganowy wiatr będzie kołysał „Beczkami”, a ja będę znowu walczył z bezsennością.

 

© by Dariusz T. Oczkowicz

[Kaukaz 2003] [Tam...] [Minwody - Elbrus] [W Elbrusie] [Beczki] [... i z powrotem] [Galeria na Elbrus] [Galeria z Elbrusa] [Panorama Elbrus] [Moskiewskie impresje] [Kaukazkie impresje] [Tapety]

Odwiedzająac strony moich sponsorów pomagasz mi w dalszch publikacjach:

kraxel.com Outdoor & more
greencard.de
reisesuchmaschine24.de
Vorsicht Suchtgefahr: GyroTwister !
OBI Bau- und Heimwerkermarkt