Trudna sprawa i nagle... cud: jeden z „dyżurujących” odkrywa resztkę zasypanego śniegiem śladu. Od razy zrywamy się, pakujemy ekwipunek i biegiem w dół. Wędrówka jest trudna. Z przodu prowadzący musi szukać śladu i lecieć w dół jak tylko szybko się da. Ślad może przecież w każdej chwili zniknąć pod ciągle padającym śniegiem i we mgle. Podążające za nim ekipy musza iść jak po sznurku; tu nie można zostać w tyle. Do tego ekwipunek jest spakowany w pośpiechu, byle jak: Marcinowi odpina się czekan od plecaka, dla Moniki tempo jest za szybkie, a mnie uprząż spada po kolana, jak dzieciakowi gubiącemu majtki. Ale zatrzymać się nie można. Nagle grań i budynek schroniska. Ulga. Udało się. Odpoczynek.
|