Upływa godzina, może dwie. Z grupy „mieszkającej” w jamie śnieżnej, co chwile ktoś dyżuruje na zewnątrz wypatrując ślad, grań, schronisko, cokolwiek pozwalające nam się stąd wydostać. Nagle słychać na zewnątrz głosy. Dwie osoby pchają się przy tej pogodzie w górę i oczywiście zgubiły drogę. Na szczęście zobaczyli nasz namiot i jednego z żołnierzy. Do naszych uszu dochodzi mniej więcej następujący dialog prowadzony po angielsku: - Cześć! - Witamy! - Czy jest to droga do schroniska? – pytają przybyli. - Do schroniska? Do którego schroniska? – pyta jeden z oficerów. - No do trzeciego. - Co znaczy trzeciego? Nie rozumiem. - Do trzeciego. Nie wiem jak się nazywa. My idziemy z drugiego... - To znaczy z Refuge de Aig. du Gouter? - Tak, właśnie z tego, ale wyżej jest jeszcze jedno. - Masz na myśli schron Vallota? – pyta zdziwiony oficer. - Chyba tak. - Do Vallota nie da się już dojść. Brak widoczności. Ale może uda nam się waszym śladem zejść do Ref du Aig. du Gouter? - Chyba nie, ślad zgubiliśmy. - To nie dobrze. I co teraz zamierzacie robić? - Hm, mamy śpiwory, może znajdzie się dla nas miejsce w waszej jamie śnieżnej? – pyta już trochę zakłopotany i lekko zdesperowany głos na zewnątrz, chyba nie zdając sobie sprawy z warunków panujących w jamie. - Znajomy akcent,- myślę sobie i nie mylę się: chłopcy są z Polski.
|