Środa 2 lipca 2003
Jeszcze na „słonecznym biwaku” pod Gran Paradiso, rozmawialiśmy o szansach wejścia na Mont Blanc. Powiedziałem wtedy, że aby wejść na Mont Blanc, jednej rzeczy nie może brakować: trzeba tego na prawdę bardzo chcieć. Potrzebna jest determinacja, a ryzyko... Ryzyko jest w górach wysokich wszechobecne. Trzeba je tylko umieć ocenić. Nasze ryzyko polega na tym, że jeśli nie zmieścimy się w „oknie pogodowym” i trafimy w drodze powrotnej na „kibel”, może się to okazać ponad siły moich towarzyszy. Monika i tak ma dość i woli schodzić. Marcin w swej lojalności nie zostawi jej samej nawet w schronie Vallota. Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że przyjechałem tu by wejść na szczyt, i kiedy wychodzę o 5.00 przed schron i widzę jeden z najcudowniejszych wschodów słońca, jaki sobie można tylko wyobrazić, nie waham się nawet przez chwilę: idę na szczyt. Ale nie chcę takim akcentem kończyć naszej przygody na najwyższym szczycie Alp. Jeśli tempo nie będzie za szybkie (przede wszystkim przy schodzeniu), to pokonanie tych 450 m nie będzie stanowiło nawet dla Moniki żadnego problemu. Idziemy wszyscy.
|