Czwartek 26 czerwca 2003
Czas schodzić w dolinę. Mimo panującego na biwaku upału, coraz silniejszego wiatru i nie pewnej pogody, trudno mi pożegnać się z tym miejscem. Po raz kolejny spoglądam w stronę Ciarforona i Becci di Monciair. Góry te leżą w zasięgu ręki, nie są łatwe, ale w dobrej dwuosobowej ekipie są do zrobienia. Tymczasem nachodzi mnie uczucie, jakbym je widział po raz ostatni. Stają się nieosiągalne. W uszach jeszcze szumią wodne kaskady, jeszcze można ochłodzić stopy w lodowatym potoku, ale nadchodzi czas składania na miotu i drogi w dół. Krótki przystanek przy Refugio Vittorio Emanuele i półtora godziny później, spokojnym marszem dochodzimy do Pont.
Ale i z tym miejscem musimy się pożegnać. Nadchodzą dni odpoczynku. Zmęczenie daje się we znaki, czas na prysznic, trzeba coś porządnego zjeść, wyspać się.
dalej...
|