Tatra Mountaineering Pages

Kaukaz 2003

Alpy 2002

Dolomity 2002

Arco 2001

reisesuchmaschine24.de
greencard.de
kraxel.com Outdoor & more
Vorsicht Suchtgefahr: GyroTwister !

© by Dariusz T. Oczkowicz

Gran Paradiso

Poniedziałek, 23 czerwca 2003

 

900 m wysokości to nie jest dużo na cały dzień wędrówki, ale z 23 kg na plecach to też nie jest mało. Wychodzimy wcześnie. Nie dla tego, byśmy się spieszyli. Słońce jest silne i przynajmniej pierwszą część podejścia do Schroniska Vittorio Emanuele (2732 m) chętnie przeszlibyśmy w cieniu. Równomiernym krokiem pniemy się powoli w górę. Wraz z opuszczeniem granicy drzew dopada nas słońce. Co godzinę przystanek, łyk wody i smarowanie kremem przeciwsłonecznym. Już po dwóch i pół godzinach osiągamy werandę schroniska. Tu mamy czas na dłuższy odpoczynek i nie sposób tego czasu nie wykorzystać. Schronisko Vittorio Emanuele jest położone w bardzo uroczym miejscu. Od wschodu panorama jest wprawdzie ograniczona murem skalnym ciągnącym się od Becca di Montcorvé – majestatycznego przedwierzchołka Gran Paradiso – oraz kamienistą moreną boczną lodowca di Montcorvé, ale cała pozostała przestrzeń jest otwarta. Przede wszystkim na południe otwiera się wspaniała panorama na lodowce i szczyty grani Ciarforona i Monciair.

Nad czołową moreną Ghiacciaio di Montcorvé, tam gdzie lodowiec wypolerował skały do płaskich, krągłych głazów, wypatruję odpowiedniego miejsca na biwak. Z mojej pierwszej wizyty w tym regionie przed trzema laty pamiętam, że między głazami znajdują się niekiedy wysłane żwirem płaskie miejsca. Poza tym niektóre płaszczyzny skalne mogłyby służyć za dobre miejsce na postawienie namiotu. Po odpoczynku ruszamy też i w stronę moreny. Długo szukać nie trzeba. Po przekroczeniu paru potoków i kluczeniu w labiryncie skał prawie, że instynktownie znajduję miejsce przekraczające swym urokiem moje oczekiwania. Między głazami lodowiec wyrzeźbił wnękę pokrytą piaskiem. Miejsce jest niewidoczne ze schroniska, osłonięte od wiatru, otoczone kaskadami potoków. Jest prawie doskonałe i po częstych wędrówkach po okolicach naszej bazy w ciągu następnych dni, nie napotkałem żadnego lepszego. Mimo tego z czasem pojawiają się dwa problemy. Jednym z nich jest woda. Przez pierwszy dzień pijemy wodę z potoku, to znaczy wytopioną z lodowca (i dla tego mineralizowaną przez nas isostarem). Ale woda jest taka mętna, że pojawiają się obawy, czy organizm poradzi sobie z taką ilością pyłu. Na drugi dzień postanawiamy po wodę schodzić do schroniska, gdzie na werandzie można zaczerpać wody źródlanej. Dużo poważniejszym problemem staje się jednak słońce. Brak drzew i głazowy charakter skał oznacza dla nas przede wszystkim całkowity brak cienia. Przypominam, że charakterystyką wędrówek lodowcowych jest powrót do bazy przed największym nasileniem słońca, roztapiającego pokrywę firnową. Znaczy to, że każdego dnia osiągaliśmy bazę wczesnym popołudniem i tu słońce dawało się we znaki. Z czasem nauczyliśmy się wykorzystywać najmniejszy cień. Tak n.p. drzemałem po południu przytulony do jednego z głazów w bezpośrednim sąsiedztwie lodowatego potoku. Ale po dwóch godzinach słońce wędrowało dalej, i musiałem szukać następnego głazu w odpowiedniej ekspozycji. Za to natura wynagradzała tą mękę niepowtarzalnym wprost otoczeniem, grą kolorów, malowniczymi zachodami słońca, a rozgrzane głazy stawały się twardym, ale jednak wspaniałym legowiskiem na noc, co spowodowało, że przynajmniej pierwszą noc spędziłem pod gołym niebem. Sama rozkosz na 2825 m.

dalej...

[Alpy 2003] [Gran Paradiso] [22 czerwca] [23 czerwca] [24 czerwca] [25 czerwca] [26 czerwca] [Mont Blanc] [Galeria Gran Paradiso] [Galeria Mont Blanc] [Panorama Mt. Blanc]